środa, 4 września 2013

Środa, 4.09.2013

Ewangelia wg św. Łukasza 4, 38 - 44.
Po opuszczeniu synagogi w Kafarnaum Jezus przyszedł do domu Szymona. A wysoka gorączka trawiła teściową Szymona. I prosili Go za nią. On stanąwszy nad nią rozkazał gorączce, i opuściła ją. Zaraz też wstała i usługiwała im.
O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich. Także złe duchy wychodziły z wielu, wołając: «Ty jesteś Syn Boży». Lecz On je gromił i nie pozwalał im mówić, ponieważ wiedziały, że On jest Mesjaszem. Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i przyszły aż do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odchodził od nich. Lecz On rzekł do nich: «Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo na to zostałem posłany». I głosił słowo w synagogach Judei.

*****
 

W Kościele bardzo dużo mówi się o powołaniach – okolicznościowe obrazki, cotygodniowe nabożeństwa, duszpasterstwa powołań. Przyznam się szczerze, że zawsze mnie to dziwiło , bo przecież księży u nas nie brakuje. Przystąpić do spowiedzi, przyjąć Komunię Świętą czy uczestniczyć we Mszy możemy właściwie zawsze. I kiedy w mojej głowie kotłuje się takie przekonanie, lekarstwem na nie jest jedno słowo – MISJE. 


Są miejsca na świecie, gdzie chrześcijaństwo „raczkuje”. Są też takie, gdzie chrześcijan się prześladuje. To  w dużej mierze kraje afrykańskie, ale w Europie Wschodniej też nie zawsze jest lepiej.  Miałem to szczęście, że nieraz uczestniczyłem we Mszach Świętych, na których kazania głosili misjonarze pracujący m.in. w Rosji. Opowiadali o tym  jak trudne jest tam życie, że Eucharystię sprawuje się często w domach wiernych, bo w miejscowości akurat nie ma świątyni. Mówili też, że zdarza się, że jeden kapłan przypada na kilka parafii, a nawet kilka miejscowości, które są oddalone od siebie o setki kilometrów. Wskutek tego spowiedź czy Msza Święta staje się czymś wyjątkowym, mówiąc kolokwialnie - „dobrem luksusowym”. Uśmiech na twarzy wywoływał  u mnie również zachwyt kapłanów – misjonarzy nad liczbą ministrantów przy Ołtarzu podczas niedzielnej Eucharystii dla dzieci u Pijarów w Rzeszowie. Żartowali nawet, że chętnie kilku wzięliby ze sobą do pomocy. Te świadectwa odbierałem zawsze jako dowód tego, że ludzie „chcą” Boga. Nigdy nie zapomnę też, kiedy pewnej niedzieli, w czasie Komunii Świętej do Ołtarza podjeżdżała, a właściwie była wieziona, kobieta na wózku inwalidzkim z pobliskiego hospicjum. Stałem wtedy w drzwiach Zakrystii i bardzo dobrze widziałem jej łzy, kiedy mogła przyjąć Pana Jezusa.  Doszedłem wtedy do wniosku, że ona była całkowicie przekonana o wyjątkowości tego, co robi. My sami często wpadamy w rutynę wiary i nie traktujemy poważnie rzeczy poważnych.


W dzisiejszej Ewangelii Jezus dokonał cudu. Przyszedł do domu Szymona i uzdrowił jego teściową. Później „wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich”. Wypędzał też złe duchy, które bardzo dobrze wiedziały, że mają do czynienia z Mesjaszem. Nadszedł jednak moment, kiedy Jezus „wyszedł i udał się na miejsce pustynne”. Ludzie zaczęli go szukać. Zapewne chcieli kolejnych uzdrowień, kolejnych cudów. Jednak On, jakby na przekór ludziom, mówił: "Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo na to zostałem posłany". Zapewne te słowa, miały zwrócić uwagę ludzi, że to nie cuda są celem samym w sobie, że są one jakby przy okazji, a najważniejsza jest nauka.


Ciekawa jest jednak to pragnienie ludzi do bycia z Jezusem (pomijając pewnie nie zawsze czyste intencje niektórych). To pragnienie zasiane kiedyś, dziś przekuwa się w potrzebę modlitwy i uczestnictwa w życiu Kościoła…

Jakub Jamrozek - Rzeszów - Warszawa


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz