poniedziałek, 30 lipca 2012

Niedziela, 29.07.

Ewangelia wg św. Jana 6,1-15.  
Jezus udał się za Jezioro Galilejskie, czyli Tyberiadzkie. Szedł za Nim wielki tłum, bo widziano znaki, jakie czynił na tych, którzy chorowali. Jezus wszedł na wzgórze i usiadł tam ze swoimi uczniami. A zbliżało się święto żydowskie, Pascha. Kiedy więc Jezus podniósł oczy i ujrzał, że liczne tłumy schodzą do Niego, rzekł do Filipa: «Skąd kupimy chleba, aby oni się posilili?» A mówił to wystawiając go na próbę. Wiedział bowiem, co miał czynić. Odpowiedział Mu Filip: «Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać». 

Jeden z uczniów Jego, Andrzej, brat Szymona Piotra, rzekł do Niego: «Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu?» Jezus zatem rzekł: «Każcie ludziom usiąść!» A w miejscu tym było wiele trawy. Usiedli więc mężczyźni, a liczba ich dochodziła do pięciu tysięcy. Jezus więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał siedzącym; podobnie uczynił z rybami, rozdając tyle, ile kto chciał. A gdy się nasycili, rzekł do uczniów: «Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło». 

Zebrali więc, i ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych, które zostały po spożywających, napełnili dwanaście koszów. A kiedy ci ludzie spostrzegli, jaki cud uczynił Jezus, mówili: «Ten prawdziwie jest prorokiem, który miał przyjść na świat». Gdy więc Jezus poznał, że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam usunął się znów na górę.


***


Czasem czytając ten fragment Ewangelii lubię zastanawiać się nad tym, dlaczego ci wszyscy ludzie podążali za Jezusem. Próbuję robić jakiś psychologiczno - społeczny portret tych rzesz i dochodzę do wniosku, że nie można ich wszystkich wrzucić do jednego przysłowiowego worka. 

 Na pewno w tłumie, który szedł za Jezusem, byli ludzie, którzy słyszeli o Jezusowych uzdrowieniach; o tym, że jakaś kobieta dotknęła się Jego płaszcza i została uzdrowiona, i o tym, że córeczka Jaira ożyła. Na pewno nie brakowało też ludzi, którzy za Jezusem szli z czystej ciekawości, licząc na jakie spektakularne widowiska i fajerwerki. 

Uważniej obserwując to towarzystwo, zapewne zauważylibyśmy w tym gronie także i takich, którzy szukali tam pretekstu, by Jezusa wydać, oskarżyć, pomówić, podchwycić w mowie.

Różni ludzie chodzili wtedy za Jezusem i różnymi motywacjami się kierowali. Jedne były piękne i szczytne, inne zgubne i hańbiące. 

I dziś, kiedy patrzymy na tłumy w naszych kościołach, takie samo pytanie warto postawić współczesnym uczniom Jezusa. Po co przychodzisz do Niego? 

To prawda, zanim zechcę usłyszeć odpowiedź innych, sam powinienem na to pytanie sobie odpowiedzieć. A odpowiedź wcale nie jest prosta. Chciałbym móc powiedzieć, że moją motywacją jest MIŁOŚĆ. Tylko czy Jezus rzeczywiście może to potwierdzić?


o. Piotr SchP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz