Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy
nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując
się, pytało ze zdziwieniem: «Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu
jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to
cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją
tu u nas także Jego siostry?» I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: «Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony». I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.
***
Ludzie
w Jezusie widzieli tylko człowieka. Trudno i było dostrzec w Nim Boży
pierwiastek. Taki problem mieli wtedy. Dziś wielu ma problem odwrotny - w
Jezusie widzą Boga, ale zapominają o tym, że był On także człowiekiem:
że cierpiał, bał się, pocił, że czuł ból, drętwiał z przerażenia, itp.
Czy
o tym pamiętamy, czy nie, prawda jest taka, że dzięki temu, że mamy
unię hipostatyczną, mamy też pełne prawo, by w Jezusie szukać oparcia w
naszych troskach, problemach, itp.
I o to chyba chodzi w naszym chrześcijaństwie.
Wojtek Jankowski - Warszawa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz