środa, 11 lipca 2012

Niedziela, 8.07.

Ewangelia wg św. Marka 6,1-6.  
Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: «Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?» I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: «Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony». I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.

***

Ludzie w Jezusie widzieli tylko człowieka. Trudno i było dostrzec w Nim Boży pierwiastek. Taki problem mieli wtedy. Dziś wielu ma problem odwrotny - w Jezusie widzą Boga, ale zapominają o tym, że był On także człowiekiem: że cierpiał, bał się, pocił, że czuł ból, drętwiał z przerażenia, itp.

Czy o tym pamiętamy, czy nie, prawda jest taka, że dzięki temu, że mamy unię hipostatyczną, mamy też pełne prawo, by w Jezusie szukać oparcia w naszych troskach, problemach, itp. 

I o to chyba chodzi  w naszym chrześcijaństwie.

Wojtek Jankowski - Warszawa


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz